Resocjalizacja psów z udziałem innych psów

O roli psów w resocjalizacji psów raz jeszcze.
Z góry zaznaczam, że nie odnoszę się do jednej konkretnej sytuacji, a do trendu, który obserwuję w odpowiedzi na wcześniejszy, zgodnie z którym wielu opiekunów całkowicie unikało kontaktów swojego psa z innymi psami.

Na wstępie parę założeń:
1. psy potrzebują kontaktów społecznych zarówno z ludźmi, jak z psami,
2. pies niejednokrotnie może nauczyć się od innych psów zachowań, których nijak nie nauczy się od człowieka (zarówno tych „dobrych”, jak i „złych”, czyli szkodliwych i niebezpiecznych),
3. agresja jest naturalną reakcją organizmu na stan zagrożenia (jedną z możliwych reakcji), więc zawsze powinna być rozpatrywana kontekstowo.

Mam poczucie, że pozwalanie psom na (bezpieczny*) kontakt z innymi psami jest szalenie ważne. Nie oznacza to jednak, że każde wrzucenie psa w grupę innych psów będzie dla niego rozwojowym doświadczeniem. W skrajnych przypadkach może kończyć się śmiercią lub kalectwem, w mniej skrajnych – traumą.

*Nie tak dawno widziałam w pociągu (!) osoby, które wpadły na pomysł zapoznania amstaffa z chihuahuą. W zamkniętej przestrzeni, między ludźmi. Chiłka była szczeniakiem, wg rozmowy ważącym mniej niż kilogram. Duży pies, choćby nie wiem, jak był przyjazny i ostrożny, jest realnym zagrożeniem życia i zdrowia mikropieska. Praw fizyki pan nie zmienisz.

Co w takim razie oznacza z mojej perspektywy dobry kontakt?

  • psy są zdrowe i spokojne
  • miejsce spotkania jest bezpieczne
  • psy mają możliwość wycofać się z niechcianej interakcji
  • gabaryty psów nie różnią się na tyle, żeby jeden pies mógł przez nieuwagę uszkodzić drugiego (niestety widziałam lata temu na własne oczy przypadek staranowania małego psa przez średniej wielkości psy, które po prostu biegły, nie było tam cienia agresji)
  • pies jest w relacji z opiekunem, do którego może się – w razie potrzeby – zgłosić po wsparcie
  • last but not least – wszyscy opiekunowie obecnych zwierząt wyrazili zgodę na interakcję pomiędzy psami (nie, wpuszczanie psa znienacka w inne psy nie jest spoko – nie mamy pojęcia o ich sytuacji, np. bolesnych dolegliwościach)
  • jeśli to grupa psów, to większość jest stabilna psychicznie i zajęta swoimi sprawami (wrzucenie na jeden wybieg kilku psów, z których żaden nie komunikuje się sprawnie z przedstawicielami własnego gatunku to przepis na katastrofę).

Co jest wg. mnie nie fair wobec psa (swojego lub innych zaangażowanych w interakcję):

  • pakowanie psa w sytuację bez wyjścia (ograniczona przestrzeń, krótka smycz etc.)
  • pozbawianie psa wsparcia opiekuna, mimo, że jest on obecny – ignorowanie dyskomfortu psa, próśb o wyjście z sytuacji etc.
  • wrzucanie psa w interakcje, które są dla niego zbyt trudne (np. on kontra zgrana grupa psów, które dobrze się znają albo kontakt z psem, który jest zbyt natarczywy)
  • pozwalanie psu na interakcje, w których z kolei to on gnębi inne psy (postawienie granicy przez opiekuna jest tu wg mnie zasadną interwencją)

No ale co z tą agresją?
Naprawdę daleka jestem od robienia paniki z powodu, że jeden pies zatrzymał drugiego, gdy ten zachowywał się aspołecznie. Wywalenie na glebę, zablokowanie ciałem, czy nawet kontrolowane użycie zębów mieści się przecież w normalnym repertuarze psich zachowań – pytanie brzmi raczej, czy środki te zostały wykorzystane adekwatnie.

Zwykle jednak, kiedy słyszymy o agresji, mamy do czynienia z agresją nieadekwatną (z perspektywy postronnego obserwatora). Zmieńmy jednak na chwilę punkt widzenia i wejdźmy w buty psa, który używa zębów do kontrolowania otoczenia. W większości przypadków taki pies odpowiada na zagrożenie, które widzi (czyli z jego perspektywy jest to reakcja zupełnie adekwatna). Problemem nie jest więc zachowanie psa (że gryzie, kłapie, warczy itp.), tylko fakt, że czuje się on niepewnie w danej sytuacji, że nie ma narzędzi do radzenia sobie z przytrafiającymi mu się zdarzeniami oraz że jego poziom stresu z czasem rośnie coraz bardziej.

Skoro pies jest w silnym stresie, ma do dyspozycji trzy odruchowe reakcje: ucieczkę, zastyganie, albo walkę. Jeśli więc wrzucimy psa w sytuację, w której ucieczka nie będzie dostępną opcją, już zwiększamy prawdopodobieństwo walki. I uwaga! Pies w takiej sytuacji może wyglądać bardzo ofensywnie, wcale nie musi kulić się z lęku i kłapać wyłącznie, kiedy zagrożenie się zbliża. Próba przejęcia kontroli nad sytuacją poprzez aktywne wychodzenie do przodu z agresywną postawą wcale nie wyklucza tego, że pies się boi. A już na pewno nie wyklucza wysokiego poziomu stresu.

Skąd więc taka moda na przyklejanie psom łatki „nieposkromionych agresorów”, których tylko „solidny wpi***ol” naprowadzi na właściwe tory? Naprawdę marzy mi się świat, w którym psy po przejściach będą miały najpierw szansę dostać fizyczną i psychiczną przestrzeń do tego, żeby trochę zaufać światu i w którym będą mogły powoli poznawać ten świat na nowo.

Przy tej okazji bardzo Wam polecam historie:
– Kevina, który dzięki Agnieszka WojtkówUdomowione i Kuba WierzynkiewiczZwierzynkiewicz dostał dobry start w nowe życie i nadal szuka domu!
– „agresywnego” doga niemieckiego, który miał szczęście trafić na Michał WójtowiczZakłaczeni
– shib pod opieką Stowarzyszenia Shiby w potrzebie, w którym ta specyficzna rasa dostaje szansę na dobre, spokojne psie życie pełne zrozumienia ich potrzeb.
(nie, to nie są żadne płatne współprace, a przykłady, które w ostatnich miesiącach podniosły mi poziom optymizmu).

EDIT (dziękuję za cenną, merytoryczną uwagę otrzymaną na priv!): dla rzetelności dodam, że istnieją pewne specyficzne sytuacje, w których samo budowanie poczucia bezpieczeństwa i zaufania psa zupełnie nie wystarczy – dotyczy to np. kwestii związanych z instynktem łowieckim czy agresją instrumentalną. Nadal jednak zastraszanie psa, czy to przez człowieka, czy inne psy nie jest w porządku.

Dodaj komentarz