Zdaje się, że włożyłam kij w mrowisko, nawiązując do obrazka obśmiewającego szkolenie pozytywne, a Wasze komentarze dały mi do myślenia (dziękuję, doceniam!).
Chciałabym doprecyzować więc kilka kwestii, możliwie krótko, choć każda z nich jest dosyć złożona.
1. Trening nie jest tożsamy z życiem.
Przez życie z psem rozumiem zaspokojenie jego potrzeb, zorganizowanie przestrzeni i czasu tak, żeby wszyscy czuli się możliwie komfortowo (i psy i ludzie!), spędzanie razem czasu, poznawanie się nawzajem, spanie, spacerowanie, kontakt fizyczny, wygłupy, zabawę, dzielenie się jedzeniem itd.
Przez trening rozumiem rozwijanie konkretnych umiejętności, które mogą się do czegoś przydać (lub są sztuką dla sztuki – wiadomo, że robienie wspólnie fajnych rzeczy rozwija relację, więc czemu nie). No właśnie – fajnych! To my, jako ludzka część zespołu, odpowiadamy za to, żeby tak zaaranżować ćwiczenia, żeby pies chciał się w nie angażować. Krok po kroku, na miarę możliwości, które stopniowo powinny się powiększać, jeśli trening działa.
W tej drugiej kategorii mieszczą się też gry, czyli coś, co często potocznie nazywamy zabawą, a tak naprawdę jest ustrukturyzowaną formą zdobywania profitów na ustalonych zasadach – to może być kształtowanie zachowań, albo np. interakcje z zabawką zgodne z narzuconymi regułami (aportowanie, wymiana zabawek, przeciąganie z wykorzystaniem haseł na łapanie i puszczanie).
2. Szkolenie pozytywne nie jest tożsame z bezstresowym wychowaniem.
Szkolenie pozytywne oznacza dla mnie z grubsza tyle, że egzekwowanie ustalonych kryteriów odzywa się poprzez manipulowanie wydawaniem nagród, a nie poprzez wprowadzanie nieprzyjemnych bodźców (np. szarpnięć). Tylko, że to nadal jest szkolenie, a więc rozwijanie umiejętności. Wiąże się to z ustaleniem pewnych wymagań, wprowadzeniem ich i egzekwowaniem.
To właśnie kryteria nadają pewne ramy, dzięki którym pies wie dokładnie, czego ma się spodziewać.
Kryteria powinny być dobrane do realnych możliwości danego psa w danych warunkach. Skrajną formą rozdrobnienia kryteriów na takie, przy których pies niemal nie może się pomylić jest tzw. errorless training. Mam poczucie, że to trochę przerost formy nad treścią, bo dobrze wprowadzone kryteria z zasady powinny minimalizować ryzyko powtarzania przez psa błędów, ale choć kiedyś próbowałam grzebać w źródłach, ostatecznie chyba nie załapałam wyjątkowości tej metody 😉 .
3. Presja nie jest tożsama z awersją.
Choć do obu warto podchodzić ostrożnie.
Bodziec awersyjny to bodziec bólowy lub nieprzyjemny, który będzie automatycznie powodował unikanie (w pierwszym odruchu).
Presja to nacisk wywierany na kogoś w celu skłonienia go do czegoś.
Stosując co do zasady szkolenie pozytywne (bazujące na dostępie do nagród), rezygnuję z celowego wprowadzania bodźców awersyjnych w celu wywołania określonych, pożądanych zachowań.
Nie znaczy to jednak, że jestem w stanie całkowicie uniknąć wywierania presji na psy (które zresztą uporczywie wielokrotnie wywierają ją również na mnie.
Stosowanie różnych form nacisku (wchodzenie w czyjąś przestrzeń, negocjowanie dostępu do zasobów, różne formy dotyku i wokalizacji) jest wpisane w życie zwierząt społecznych. Zablokowanie psu drogi ciałem, kiedy próbuje pobiec w stronę pędzących samochodów jest presją. Trącanie człowieka łapą, pakowanie się na kolana i skomlenie w celu otrzymania zabawy, głasków albo dodatkowego spaceru też jest presją.
Kluczowe wydaje mi się to, czy na tyle zaspokajamy potrzeby psa i rozwijamy jego umiejętności (np. umiejętność rezygnowania z działań, które mogłyby zagrażać jego życiu i zdrowiu), żeby ograniczyć konieczność stosowania presji do minimum.
4. Pies to zwierzę, nie maskotka.
Psy są od nas zależne, budują z nami więzi emocjonalne, potrafią się niesamowicie wiele nauczyć. Nadal jednak mają instynkty i potrzeby specyficzne dla gatunku, których nie zaspokoją najbardziej fikuśne zabawki i ubranka.
Pies może użyć zębów, pies może upolować inne zwierzę, wytarzać się w padlinie, albo zrobić podkop pod płotem.
5. Zarządzanie.
To nasza odpowiedzialność, żeby tak zorganizować sobie życie z psem, żeby był w stanie zaspokajać swoje psie potrzeby (swobodnego ruchu, eksploracji, kontaktów społecznych, kopania dziur, taplania się w kałużach itd. itp.) i żeby było to bezpieczne dla niego i otoczenia.
W kontekście umiejętności rozwijanych w treningu – to nasza odpowiedzialność, żeby nie pakować psa w sytuacje, które w danym momencie są dla niego za trudne. Jeśli takie sytuacje „wpakują się w nas” – stajemy po stronie psa, minimalizujemy straty, w miarę możliwości zabieramy go z sytuacji, a następnie odpracowujemy w łatwiejszych warunkach.
I tu ważna uwaga (dzięki Monika Suchowiak!), że to może być trudne również dla nas. Dlatego warto szukać spokojnych miejsc spacerowych, warto szukać bezpiecznych towarzyszy na spacery, warto pamiętać, że nauka jest procesem, który trwa oraz składa się ze wzlotów i upadków.
6. Emocje i komunikacja.
„Mówimy” z psem w dwóch różnych językach i wydaje mi się fair nauczenie się „psiego” na ile to tylko możliwe, skoro oczekujemy od psów uczenia się „ludzkiego”. Po wielokroć psy muszą się domyślać, czego chcemy i jak się zachować – to właśnie dobry trening pomaga odejść od domyślania się w stronę zrozumienia.
Nie da się wprowadzać treningu przyjaznego psu, bez zrozumienia komunikacji ze strony psa – bez nauczenia się, kiedy daje znać, że się boi, że mu zbyt ciężko, że źle się czuje, że jakiś konkretny bodziec w otoczeniu go niepokoi itp.
Im lepiej „czytamy” psa, tym bardziej adekwatnie możemy odpowiadać na jego komunikaty – to właśnie stąd bierze się zaufanie. Jeśli na opiekunie można polegać, jeśli jest zawsze po stronie psa, jeśli wymaga ale sprawiedliwie, konsekwentnie i bez przemocy, to pies chce spędzać z nim czas, odkrywać nowe miejsca, uczyć się nowych rzeczy.
To nie jest coś, co dałoby się zastąpić jakimkolwiek treningiem, bez względu na to, czy zastosuje się w nim kij, czy marchewkę.